Recenzja

Szybcy i wściekli 10, Vin Diesel, Charlize Theron, Jason Momoa, Jason Statham, film [recenzja]

Krzysztof Zimiński recenzuje Szybcy i wściekli 10
6/10
Szybcy i wściekli 10, Vin Diesel, Charlize Theron, Jason Momoa, Jason Statham, film [recenzja]
6/10
„Szybcy i wściekli” to w zasadzie już nie tylko seria i marka, ale też chyba oddzielny, nieustannie mutujący gatunek filmowy. Trudno w sumie dziś uwierzyć, że początki cyklu opowiadały o zuchwałych rabusiach, którzy gdy nie przeprowadzają właśnie napadów z wykorzystaniem samochodów ani nie regulują zaworów silników, to biorą pewnie udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. Po paru częściach stawka wzrosła - rabusie od tego czasu dbają o siebie nawzajem, o wpływy rządowej Agencji i bezpieczeństwo USA, nie tylko jeżdżą podpimpowanymi furami, ale też wozami pancernymi, pływają okrętami podwodnymi i latają w kosmos. Nie zmieniło się chyba tylko jedno - cykl jest jedną, wielką i pompatyczną apoteozą Rodziny.

Dziesiąta część serii nie odchodzi za bardzo od obranego ponad dekadę kierunku na rozwój. Dominik Toretto i jego ekipa znowu muszą poradzić sobie z nowym zagrożeniem, którym tym razem jest terrorysta, w którego stworzeniu mieli własny udział. Dante Reyes - grany przez Jasona Momoę - mści się bowiem za krzywdę sprzed lat, czyli śmierć swojego ojca, brazylijskiego barona narkotykowego, na którego drodze stanęli śmiałkowie w tuningowanych autach. Albo to on stanął na drodze rozpędzonych samochodów, w każdym razie po latach syn szuka zemsty i śmierć to dla niego za mało. On chce się pastwić, a koszty i dodatkowe zniszczenia są dla niego nieistotne.

Pomimo nowego wroga i pewnych przetasowań w składzie za wiele się w formule nie zmienia. Ekipa musi współpracować i odwiedzać w iście bondowskim stylu kolejne punkty na globie, przy okazji stawiając czoła zarówno gangsterom, jak i wspomnianej Agencji, paląc gumy, ratując Watykan i robiąc rzeczy, które przeczą prawu logiki. Tak, właśnie taka jest specyfika tego cyklu - zawieszenie niewiary to za mało, by się dobrze bawić, widz musi być przygotowany na to, że będą się działy rzeczy irracjonalne, a scenariusz będzie się kleił tylko na ślinę, a wszystko po to po to, by zabawić i zaskoczyć widza łaknącego niewyszukanej rozrywki. I mnie to, muszę przyznać, zadowala, bo im bardziej absurdalne rzeczy robią na ekranie Toretto i jego Rodzina, tym głośniej rechoczę zwykle w trakcie seansów.

Oczywiście "Szybcy i wściekli 10" realizują sprawdzone patenty, lekko je podkręcając, ale nieco zmian też jest. W typowym dla serii telenowelowym stylu powraca ktoś, kto wydawał się być stracony, wczorajsi wrogowie okazują się być chwilowymi sprzymierzeńcami, a dzisiejszy przyjaciel jutro może wbić nóż w plecy. Tym, co jednak wyróżnia tę część, jest nowy wróg, najbardziej chyba jak dotąd wyrazisty, kradnący show głównym bohaterom. Otóż Momoa na planie prawdopodobnie dobrze się bawił, dzięki czemu mocno kontrastuje z resztą postaci, a zwłaszcza z Vinem Dieslem, napiętym niczym postronek, ponieważ RODZINA. Momoa jako Reyes jest przerysowany niczym komiksowy Joker, tylko że nafaszerowany testosteronem i używkami dystrybuowanymi niegdyś przez jego tatę. Kreacja udała mu się na tyle dobrze, że podobno prowadziło to do pewnych spięć na planie - bo wszedł jak do siebie i ukradł splendor. I choćby dla samej tej kreacji, wprowadzającej nagle do tej groteskowej, ale jednak poważnej serii poczucie humoru, warto ten film obejrzeć.

Poza tym dostaniemy nieco fenomenalnie zrealizowanych pościgów i niezłych scen akcji, które dzieją się na tyle szybko, byśmy nie zadawali sobie pytania, czy to ma jakikolwiek sens. I dobrze, po co sobie psuć seans. Niestety film ma także mankamenty, które wydawały mi się cięższe do strawienia niż dziurawy jak ser szwajcarski scenariusz. Jednym z nich jest zapowiedziany w dodatkowej scenie części poprzedniej powrót Deckarda Shawa, granego przez Jasona Stathama, który pojawia się niestety tylko na moment, by zniknąć. Tu w finale zostaje zapowiedziany powrót kolejnej postaci, i obawiam się że będzie podobnie. Innym mankamentem jest dla mnie manieryczna jak zwykle w tym cyklu Charlize Theron, rażąca pretensjonalnością, i nie mogę zrozumieć, jak to się stało, że laureatka Oscara i Złotego Globu zostaje znowu przyćmiona przez gwiazdy kina akcji i paru nieśmiesznych raperów-naturszczyków, którzy w przeciwieństwie do niej są po przynajmniej naturalni.

Najmocniej zabolał mnie jednak finał, ponieważ nie otrzymujemy tym razem pełnego, samodzielnego epizodu, tylko część historii. Autorzy poczęstowali nas dość grubym cliffhangerem, i będzie trzeba poczekać, by się dowiedzieć, jak z tego wyplącze się rodzina Toretto, kto przeżyje, kto powróci z martwych, kto okaże się zdrajcą, a kto poczwórnym agentem. Bo że się z tego wyplączą - to wiadomo. Mimo wszystko czekam, choć premiera kontynuacji - o ile strajki w Hollywood nie odbiją się autorom czkawką - dopiero za jakieś półtora roku. A skoro jednak czekam, to znaczy, że bawiłem się dobrze, bo adrenaliny i wysokooktanowych paliw tu nie brakuje, więc dla fanów gatunku rozrywka gwarantowana, o ile weźmie się poprawkę na bardzo daleko idącą umowność fabuły i kolejnych scen.

Opublikowano:



Szybcy i wściekli 10

Szybcy i wściekli 10

Premiera: Sierpień 2023
Oprawa: Blue Ray, DVD
Stron: 140 min.
Wydawnictwo: Galapagos
ZAPOWIEDŹ
WASZA OCENA
Brak głosów...

Komentarze

-Jeszcze nie ma komentarzy-